czwartek, 10 września 2015
Czas (nie naszych) decyzji
środa, 15 lipca 2015
Instruktaż dla miłośników zegarków - jak mogłoby być.
Stałem na przystanku tramwajowym, bo ja czasem lubię tramwajem pojeździć. Takie to moje, jak to mówią, hobby jest.
Tak więc stoję i patrzę sobie na ludzi. Bo ja obserwować lubię, bliżej ludzi znaczy. - cieszy mnie to. Lubię bardzo.
No więc stoję i nagle babcia staruszka wysiada z wagonu. I torby dźwiga. W torbach różne tam przedmioty mniej lub bardziej wartościowe. I nagle ten zegarek przedmiotowy z tobołka wypada i na chodnik łups - upada. Ale się rymło. Dobry znak.
No więc podnoszę. Ładny. Chyba jakaś podróbka, ale jak na podróbkę bardzo udana - myślę.
Biegnę za babcią - żeby oddać, normalnie, nie? Po chrześcijańsku. Jak się znalazło to trzeba zwrócić. Pan to zaprotokołował, że chciałem zwrócić? Dobra - no więc ta babcia nagle przeskoczyła przez tory i dalej do następnego tramwaju biegnie i wsiada do niego. Nie zdążyłem dogonić bo kondycja już nie ta. Usiadłem na przystanku, zrezygnowany, bo gdzie ja tę babcię teraz znajdę?
Aż tu nagle Sławek podchodzi. Nowak znaczy - i pyta mnie, czemu ja taki strapiony na tym chodniku siedzę. I żebym wstał, mówi - bo wilka dostanę.
Na piwo poszliśmy. Wprawdzie przed trzynastą było, ale jak mówi jeden znajomy minister - małe piwko to nie alkohol.
No więc ja mu o tym moim kłopocie opowiadam. Na to Sławek odrzekł, żebym się wcale a wcale nie martwił. Że przecież mogę ten zegarek nosić, a jak staruszka mnie w telewizji zobaczy, to sobie o zgubie przypomni i się po sikora zgłosi. Bezpośrednio albo przez kolegów z partii. I że on też miał podobny przypadek i gdzie może, to ten swój znaleziony zegarek pokazuje z nadzieją, że ten właściciel się pojawi.
Tak też zrobiłem nie wiedząc, jaki z tego może być ambaras.
Nic więcej do dodania w sprawie nie mam.
sobota, 23 maja 2015
Cudowne rozmnożenie wyborców - ciąg dalszy
środa, 20 maja 2015
Oświadczenie Tytusa Czartoryskiego w sprawie nieprawdziwych doniesień o poparciu kandydatury Bronisława Komorowskiego.
poniedziałek, 18 maja 2015
Mam prawo wiedzieć, co powiedział Andrzej Duda.
http://mamprawowiedziec.pl/strona/polityk/31044/poglady
czwartek, 14 maja 2015
Cudowne rozmnożenie wyborców.
poniedziałek, 27 kwietnia 2015
Informacja publiczna MSW w sprawie aplikacji "Źródło".
Nie wie, ponieważ rola, jaką ministerstwo odgrywa na własne życzenie w tej sprawie jest dość specyficzne. Reszta odpowiedzi potwierdza szereg wcześniejszych przypuszczeń - w przypadku problemów związanych z funkcjonowaniem systemu, odpowiedzialność zostanie przerzucona na samorządy. Ministerstwo organizuje Service Desk, rozsyła dokumentację techniczną do producentów oprogramowania gminnego i organizuje konferencje tematyczne czy spotkania dla producentów oprogramowania. Obserwujemy w tym przypadku swoistą degradację organów administracji publicznej, skoro funkcja administrująca ulega zredukowaniu do roli wsparcia technicznego czy doradztwa. Ministerstwo w tej sprawie niczego nie egzekwuje, jak również za nic nie odpowiada.
wtorek, 21 kwietnia 2015
"Dobry klimat dla rodziny".
Dzisiaj będzie mało pisania. Będzie za to ilustracja. W początkowym założeniu ilustracja miała być kpiarska. Wyszło inaczej - smutno i gorzko. Trudno traktować zaprezentowane zestawienie jako manipulację. Można je z łatwością poprzeć danymi statystycznymi.
piątek, 17 kwietnia 2015
"Teatr Komorowskiego", czyli co nam umknęło w kurzej aferze.
wtorek, 14 kwietnia 2015
"Źródło" problemów.
Wczoraj za pośrednictwem twitterowego konta MSW poinformowano mnie zdawkowo (zabezpieczając się opinią Centralnego Ośrodka Informatyki), że aplikacja Źródło działa bez zarzutu. Przeczą temu informacje pochodzące od samorządowców korzystających z systemu, którzy nieustannie donoszą o problemach związanych z korzystaniem ze Źródła. Czy to oznacza, że MSW wie lepiej niż samorządowcy, co u tych drugich działa a co nie? Ustawowy czas na odpowiedź upływa 28.04.2015 r.
Treść zapytania umieszczam poniżej:
1. Czy aplikacja Źródło funkcjonuje poprawnie we wszystkich gminach a jeśli nie, to w ilu gminach nie funkcjonuje wcale lub funkcjonuje częściowo? Samorządowcy za pośrednictwem mediów (m.in. http://samorzad.pap.pl) nieustannie alarmują o błędach w działaniu systemu. Proszę o podanie stanu faktycznego na dzień odpowiedzi na niniejsze zapytanie.
2. Skąd Państwo wiedzą, że wszystkie zastrzeżenia użytkowników systemu zostały uwzględnione a przyczyny raportowanych usterek usunięte?
3. Jak przebiega weryfikacja poprawności działania aplikacji Źródło? Czy ogranicza się ona jedynie do sytuacji, w której zgłoszenia błędów dokonuje użytkownik aplikacji?
Czy są Państwo pewni, że nie dochodziło lub nie dojdzie do sytuacji, w której użytkownicy aplikacji z różnych przyczyn nie zgłaszają błędu a pomimo tego system funkcjonuje niewłaściwie?
4. W oświadczeniu z dn. 9 kwietnia 2015r. napisali Państwo, że "producenci, którzy dostarczają do gmin aplikacje lokalne, otrzymali komplet informacji technicznych. Dzięki temu mogą swobodnie dostosować swoje oprogramowanie do stawianych im wymogów."
Czy wszyscy producenci otrzymali takie informacje? Kiedy i w jaki sposób przekazano informacje techniczne producentom systemów gminnych?
5. Jaki okres czasu przewidziano na dostosowanie systemów gminnych? Czy wszystkie gminy zostały poinformowane o konieczności dostosowania swoich systemów na tyle wcześnie, aby mogły zaplanować takie wydatki w budżecie gminnym, np. jeśli zmiany wykraczają poza warunki umowy?
Odpowiedź proszę przesłać w postaci skanów w formacie jpg lub pdf na powyższy adres poczty elektronicznej.
Jednocześnie pragnę przypomnieć o ustawowym obowiązku udzielenia odpowiedzi w ciągu 14 dni od daty zapytania o odstęp do informacji publicznej. W przypadku jej nieotrzymania w terminie informuję, że wniesiona zostanie skarga na bezczynność do właściwego sądu administracyjnego.
piątek, 10 kwietnia 2015
Rocznicowo. Okiem gospodarza.
Obchodzimy dziś piątą rocznicę Katastrofy Smoleńskiej. Prezydent Komorowski był łaskaw z samego rana uronić okolicznościową łzę oraz wyrazić swą opinię m.in. na temat umiędzynarodowienia śledztwa ws. tego tragicznego wypadku. Należy być wdzięcznym za te troskę, którą otacza nas głowa państwa. Wie lepiej, co dla nas samych jest dobre, dzięki czemu nie musimy się o nic martwić i nad niczym zastanawiać. Ponieważ w kwestii katastrofy dajemy sobie ze wszystkim radę, pomysł powołania takiego ciała jest mówiąc wprost - niedorzeczny. Jedyna międzynarodowa instytucja, która kiedykolwiek powinna zajmować się śledztwem w sprawie katastrofy smoleńskiej to zapewne Międzynarodowy Komitet Lotniczy pod przywództwem gen. Anodiny. Ten i żaden inny. Dalsze podnoszenie kwestii międzynarodowej komisji jest niedorzeczne, a kto wie - być może są to nawet sławetne "odmęty szaleństwa". Poza tym wszystkim, możemy dziś z całą pewnością stwierdzić, że państwo zdało egzamin wtedy i zdaje go również dziś. Owszem, po pięciu latach nadal nie mamy wraku ani czarnych skrzynek ale są w zasadzie niepotrzebne, ponieważ wszystko już wyjaśniono. Wprawdzie nadal (zupełnym przypadkiem w kampanii wyborczej) z prokuratury wyciekają kolejne, autorskie wersje stenogramów, ale należy traktować to jako próbę poprawiania i tak bardzo dobrego rezultatu badań. Bo tak naprawdę wszystko było wiadomo już w pierwszym sms-ie rozsyłanym do członków PO. Winni byli piloci. Do ustalenia pozostaje jedynie, kto ich do tego skłonił. Ale spokojnie, dojdziemy i do tego. Dzięki znajomymi interpretatorom i kolejnym analizom kopii nagrań dojdziemy do tego, kto kazał władować samolot w smoleńskie błoto z taką nienawiścią, że aż roztrzaskał się na 60 tysięcy kawałków. Warunek jest jeden. Muszą to być biegli "nasi", krajowi i sprawdzeni. Fachowcy, którym nie przyjdzie do głowy grzebanie, gdzie nie trzeba. Poza tym, jak słusznie zauważył niezawodny Tomasz Nałęcz, zagraniczni i tak nie zrozumieliby stenogramów, bo te są po polsku. A skoro nie zrozumieliby treści stenogramów, to i z odczytaniem zwykłego SMS-a mogliby mieć spore problemy. Nie chcemy kłopotów. I tak mamy ich wiele. Wciąż mamy tu takich, którzy stawiają absurdalne zarzuty, jątrzą, knują i podważają autorytet państwa i jego niezależnych instytucji. Ale spokojnie. Poradzimy sobie i z nimi. W końcu godnie uczcimy ćwierćwiecze wolności. Zapanuje nam zgoda i bezpieczeństwo.
A kto rękę na tę zgodę podniesie, niech będzie pewien, że mu tę rękę zgodna władza odrąbie. Ciupagą.
Albo "gdzieś poleci".
wtorek, 31 marca 2015
Państwo bohatersko stawia czoła problemom, które samo stworzyło.
Dzisiejsza kontrola NIK w Krajowym Biurze Wyborczym jest niczym innym, jak teatrzykiem przeznaczonym dla naiwnych połykaczy telewizyjnej papki.
W Wiadomościach, Faktach i innych Wydarzeniach pokaże się dziś państwo, w którym sprawnie działają instytucje kontrolne punktujące nieprawidłowości podczas najważniejszego święta demokracji. Państwo, które wcale nie istnieje teoretycznie i potrafi zadbać o interes społeczny. Dzięki odpowiednio dobranemu zestawowi informacji nikt nie będzie kojarzył tej kontroli z "odmętami szaleństwa", jakimi wg B. Komorowskiego miało być kwestionowanie legalności wyborów.
Jak kraj długi i szeroki, Trzecia Rzeczpospolita triumfalnie obwieści - "Mamy wszystko pod kontrolą!". Na szczęście nic poważnego się nie stało, bo przecież NIK podczas badania nie doszukała się przypadków nieautoryzowanego dostępu do systemu. Ponieważ przetarg prowadzony był nierzetelnie, oberwie się jakimś płotkom, pod warunkiem, że prokuratura doszuka się złamania prawa. W zaleceniach pokontrolnych znajdziemy mnóstwo zasadnych wniosków, z których nikt nie skorzysta.
Telewizja pokaże zaniedbania (widoczne gołym okiem a wobec tego niemożliwe do przemilczenia), które zostały w porę wyłapane przez instytucje kontrolne.
W porę - czyli przed kolejnymi wyborami. Podczas kolejnych wyborów sitwa zmieni metodę oszustwa i za rok NIK znów będzie mogła pokazać, że jest potrzebna, działa sprawnie i w porę pomaga zabezpieczyć kolejne wybory.
Pobieżne chociaż zapoznanie się z sygnałami o problemach z systemem "Źródło" każe podejrzewać, że taki scenariusz jest bardzo prawdopodobny.
https://www.nik.gov.pl/aktualnosci/nik-o-kontroli-krajowego-biura-wyborczego.html
Wypowiedź Prezesa NIK Krzysztofa Kwiatkowskiego - materiał emisyjny MP3 (4,77 MB)
poniedziałek, 30 marca 2015
Komorowski - "Strażnik Konstytucji" czyli kto nie dopilnował SKOK-ów?
1. Lech Kaczyński chciał sprawdzić czy ustawa PO o nadzorze KNF nad SKOK-ami jest zgodna z Konstytucją.
2. Kaczyński oraz Duda opierali się na analizach prawnych, w tym na zastrzeżeniach samej SKOK.
3. Komorowski po objęciu urzędu prezydenta wycofał część tych zastrzeżeń.
4. Nie wiadomo, z kim to konsultował, nie ma ŻADNYCH dowodów pisemnych na to, kto Komorowskiemu w tej sprawie podpowiadał.
5. Po przyjęciu ustawy rządowy KNF nie był w stanie nadzorować SKOK-ów.
6. KNF nie dopilnował SKOK-u Wołomin, który objęli ludzie dawnej WSI wyprowadzając z niego miliardy złotych.
sobota, 28 marca 2015
Rusofoby z NPW ścigają Rosjan.
Dlaczego Kreml zajmuje tak zdecydowane stanowisko? Rosjanie mogliby przecież zrobić z Plusnina i Ryżenki kozły ofiarne i przynajmniej oficjalnie zadeklarować wolę współpracy ze stroną polską.
Newsweek walczy nagłówkiem.
niedziela, 8 marca 2015
Kto wypuścił wściekłego psa?
Podobno wystąpił w stroju biskupa. Podobno, jak zwykle zresztą, wylewał z siebie strugi jadu. Podobno grał na znanych i sprawdzonych strunach - pedofilii, antyklerykalizmie, waleniu w przeciwników. Podobno prowadząca program nadskakiwała gościowi, przymilała się doń i ponoć była ogólnie zachwycona.
Nie mam specjalnych pretensji do Jerzego Urbana za słowa wypowiadane przez niego przy okazji wszelkich medialnych wystąpień. Przeciwnie, traktuję go jak wściekłego psa, zwierzę w istocie nieszczęśliwe z powodu swego upośledzenia. Warto jednak podkreślić, że od chorego na wściekliznę zwierzaka odróżnia go świadomość zła, które od wielu lat generuje. Niewątpliwie jednak w obu przypadkach porównywane przeze mnie stworzenia nie posiadają wpływu na swoje położenie ani możliwości zmiany zachowania.
Co zatem w całej sprawie przeszkadza mi najbardziej? Pójdźmy dalej za przyjętą na początku analogią - ktoś szalejącemu na podwórzu stworzeniu odpina łańcuch i otwiera furtkę, wypuszczając je na ulicę pełną ludzi. Tak samo jak wiadomą rzeczą jest, że spuszczający psa z łańcucha jest odpowiedzialny za rozwój dalszych wypadków, tak i tu - prowadząca, czy też osoba ją nomen omen, prowadząca w oczywisty sposób bierze na swoje barki wszelkie konsekwencje wynikające z zapraszania do studia szubrawców pokroju Urbana.
Pójdę jednak dalej - ten pies nie tylko miał kogoś ugryźć, ale miał odwrócić uwagę od spraw ważniejszych. Emisja programu była nieprzypadkowa. Wczorajszy dzień upłynął pod znakiem dwóch politycznych wydarzeń - konwencji Bronisława Komorowskiego i wizyty Andrzeja Dudy w Londynie.
Przekonanie graniczące z pewnością każe upatrywać w emisji programu sposobu na odwrócenie uwagi przy użyciu i sprawdzonej metody "przykrywki". Chociaż niewątpliwie dla każdego z tych wydarzeń z nieco innego powodu.
Trudno podejrzewać Gozdyrę o sympatyzowanie z Andrzejem Dudą, dlatego oczywiste jest, że jeśli głównym celem występu kanalii w wieczornym programie było przykrycie któregoś z dwóch wczorajszych wydarzeń, to chodziło raczej o konwencję wyborczą prezydenta, która pomimo dość dobrej oprawy okazała się pustą merytorycznie klapą.
Któż zatem nadawałby się do tego lepiej niż Urban, komunistyczny medialny siepacz? Proszę o tym pamiętać, gdy znów zobaczą go Państwo w telewizji.
Proszę również pamiętać kto i w jakim celu szczuje nim z ekranu.
niedziela, 1 marca 2015
Freudowska pomyłka Prezydenta Komorowskiego.
(od ok. 2:30) http://www.tvp.info/19071838/inka-wsrod-zidentyfikowanych-przez-ipn-ofiar-komunistycznego-terroru,
https://twitter.com/Samueljrp/status/572037405429137408/video/1
lub: https://video.twimg.com/ext_tw_video/572037273228726272/pu/vid/480x480/-AqcH3wjOVFH0G1c.webm
piątek, 27 lutego 2015
Idą(c) po Oskara.
Ida jest bardzo dobrze zrealizowana. Interesujący sposób kadrowania ujęć, granie plamą i płaszczyzną sprawia, że wizualna strona produkcji zasługuje na uznanie chociaż przyznaję, że powtarzalność użycia niektórych formalnych zabiegów może nużyć.
Elegancki i wysmakowany obraz to częściowo zasługa czarno-białej tonacji - jak mówi mój znajomy fotograf, świat na zdjęciach wygląda lepiej w czerni i bieli.
Całkiem źle jest natomiast z oprawą dźwiękową filmu. Ida dołącza do niechlubnej kategorii o nazwie "Jak nie robić ścieżki dźwiękowej". Nie dość, że postacie mruczą i dukają to realizator dźwięku nie zrobił nic, żeby ów bełkot i dukanie były dla widza choć trochę bardziej zrozumiałe.
Przeszkadzać może także wtórność pewnych rozwiązań wobec kina światowego, że wymienię tylko filmy Haneke czy Gröninga. Uznano najwyraźniej, że eklektyczny wybór określonych rozwiązań, swoiste upichcenie według przepisu na sukces będzie dobrym pomysłem. Jak się okazuje, tak było - czego dowodem są liczne nagrody, cytując Bareję - "polskie, zagraniczne i amerykańskie".
W warstwie fabularnej Idy nie dzieje się wiele, był to zresztą celowy zamysł reżysera. Pawlikowski mówił w wywiadzie, że chciał "roztopić temat w świecie filmu", "żeby nie było czuć literatury, żeby wszystko rozgrywało się przed naszymi oczami, jakby w czasie teraźniejszym. I żeby nie było widać, jakie guziki są naciskane w scenariuszu".
Jaką wizję polskiej rzeczywistości serwuje nam wobec tego Pawlikowski? Przedstawiona w Idzie Polska to jakby przeklęta ziemia. Postacie zdają się być osadzone w onirycznej rzeczywistości, w poczuciu beznadziei i wszechobecnej bylejakości nad którą ciąży klątwa dawnych, domniemanych win. Postacie zdają się być zawieszone w przedziwnym, rozdzierająco smutnym, przaśnym uniwersum chociaż nie tak turpicznie określonym jak choćby u Smarzowskiego ani tak nieznośnie łopatologicznie dosłownym jak w Pokłosiu Pasikowskiego.
W tej dziwnej, nostalgicznie dojmującej rzeczywistości umieszczono dwie główne bohaterki. Skrajnie różne życiorysy, które łączy pokrewieństwo oraz żydowskie pochodzenie. Niewinna i młoda, wychowana w klasztorze dziewczyna i jej ciotka, zatracająca się w nałogach, stalinowski prokurator z ciężkim bagażem zasądzonych kar śmierci, wyruszą w podróż aby odnaleźć wspólną rodzinną przeszłość i zmierzyć się z widmami przeszłości.
Andrzej Horubała recenzując Idę w najnowszym Do Rzeczy, definiuje ów szereg różnic między Wandą a Idą jako kluczową oś filmu. Nie zgadzam się z tą tezą. Sądzę, że istota tego starcia jest ledwie tylko zaznaczona a wzajemne interakcje niewystarczające do stworzenia interesującej opowieści. A przecież, wydawałoby się, taki temat to samograj - idealny punkt wyjścia do stworzenia barwnej opowieści, konfliktu dwóch życiorysów i osobowości. To się jednak nie udaje. Ta historia po prostu nie została opowiedziana.
Również obraz tzw. "żydokomuny" został w dość istotny sposób wykrzywiony. Komunistycznymi zbrodniarzami raczej nie targały wewnętrzne rozterki, nie popełniali też samobójstw. Wręcz przeciwnie - w zdrowiu dożywali (lub dożywają) spokojnej starości. I znów - można przecież tłumaczyć twórców, że to jednostkowy przypadek lub po prostu kreacja nie mająca oparcia w rzeczywistości. Ale Pawlikowskiemu znane są losy sądowych oprawców, znał osobiście Helenę Wolińską, której życiorys posłużył jako kanwa dla stworzenia postaci Wandy Gruz. Buduje zatem Pawlikowski postać "Krwawej Wandy" sugerując podobieństwo do rzeczywistej postaci ale jednocześnie wymyśla ją od zera, dopasowując ją do stworzonej przez siebie wizji.
Nie wiadomo też, czy bohaterka decyduje się na samobójstwo z powodu wyrzutów sumienia czy z powodu przeżyć wojennych. Ciężko uznać, że decyzję o samobójstwie determinuje poczucie winy za śmierć skazywanych przez bohaterkę ofiar, ponieważ o tych wydarzeniach film ledwie wzmiankuje. Sekwencja zdarzeń wskazuje raczej na to drugie: przed samobójstwem Wanda przegląda zdjęcia z rodzinnego albumu. Jeśli przyjąć założenie, że postawa Wandy jest efektem wojennej traumy, tym bardziej dziwi, że film nie rozwija w ogóle tematu wojny. W filmie nie ma mowy o Holokauście, nie pada w rozmowie ani jedno zdanie, które prezentowałoby szersze tło historyczne. Wydarzenia związane z wojną ograniczono jedynie do dwubiegunowej relacji Polacy - Żydzi. W dodatku w skrajnie niekorzystnym dla tych pierwszych przypadku bo eksponując wątek grabieży i zabójstwa. Taki manipulacyjny zabieg rodzi zrozumiały sprzeciw.
Pawlikowski odnosząc się do odbioru filmu stwierdza, że "w Polsce ludzie myśleli, że to będzie film strasznie serio, taki na "proszę wstać!" Może teraz pójdą i zobaczą coś innego". Skoro reżyser nie robi filmu na serio, to dlaczego porusza tak kontrowersyjne dla Polaków kwestie?
Dlaczego zatem nie ogranicza się do bezpiecznej poetyki bez historycznych konotacji? Czy nie wynika to przypadkiem z przesłanek koniunkturalnych? To nie pierwsza pozycja utrwalająca kłamliwy stereotyp Polaków jako współodpowiedzialnych niemieckich zbrodni, która cieszy się na Zachodzie dużym zainteresowaniem. Robi to jednak w niebezpieczny sposób - ukrywając ten przekaz za parawanem formalnego piękna.
Sam Pawlikowski mówi, że Ida "miała być listem miłosnym" a Polska "ukochaną". Jeśli przyjąć taką deklarację za szczerą, to adresatem tych uczuć jest wykreowany przez niego, zmanipulowany obraz. Próbuje przekonać nas do swojej wycinkowej wizji, mówiąc: chcę cię kochać Polsko, ale tylko taką, jaką chcę cię widzieć. Czy nie jest Pawlikowski w tym warunkowym uczuciu jednocześnie zakładnikiem swojej wizji Polski i polskiej historii?
Z daleka nie zawsze widać lepiej, o czym z pewnością zaświadczy każdy krótkowidz.
Grzanie Durczoka. (16.02.2015r.)
Dość to nieprofesjonalne jak na dziennikarzy, którzy nazywają się śledczymi ale temat wypłynął, niech im będzie. Dwa tygodnie temu nie wiedzieliśmy nic.
Jakkolwiek jest prawdopodobne, że sprawa Durczoka wypłynęła nie bez powodu, to nie uważam, żeby dyskusja o niej była niepotrzebna. A takie głosy tu i ówdzie się pojawiają. Wręcz przeciwnie - każdy zabetonowany układ, w tym przypadku polityczno-medialny ma to do siebie, że dochodzi w nim do rozmaitych tarć i wojenek. W 2004 roku polityczno-medialno-biznesowa sitwa nie dogadała się co do wspólnego celu i mieliśmy do czynienia z wyrwą w tamie - abstrahując od efektu końcowego, wydarzenia związane z aferą Rywina doprowadziły do serii roszad politycznych. Oczywiście należy pamiętać o proporcji - ciężar tej sprawy jest dużo mniejszy ale mechanizm może być zbliżony.
Można się zastanawiać jak zwykły skandal obyczajowy w świecie mediów mógłby przyczynić się do naruszenia obowiązującego układu. Jest to jak najbardziej możliwe. Durczok i jego koledzy od blisko dziesięciu lat mają rząd dusz milionów Polaków. Są dla wielu osób autorytetami pełną gębą i nie uważam tego za stwierdzenie na wyrost. Kreują poglądy przyjmowane przez opinię publiczną jako własne, prezentują zdecydowane postawy w rozmaitych sprawach, przede wszystkim politycznych i społecznych ale również obyczajowych. Sądzę, że ludzie mają prawo zobaczyć ich prawdziwe oblicze.
W końcu należy zadać sobie pytanie - czy jakakolwiek próba wykazania ułomności systemu a ściślej: prawdziwej twarzy jego medialnych funkcjonariuszy ma w ogóle jakiś sens? Przecież w tej sprawie media będą próbowały pokazać tylko to, co dla nich samych jest wygodne kreując rzeczywistość poprzez uwypuklanie nieistotnych szczegółów i manipulację faktami. Owszem, pamiętajmy jednak, że mamy również media społecznościowe, które odgrywają niemałą rolę w procesie obiegu informacji. System chce kontrolować wszystko. Chciałby panować nad każdym inspirowanym przez siebie zdarzeniem lub wykorzystywać każdą okazję do swoich potrzeb. Ale to, że chce, nie zawsze oznacza, że jest w stanie. Pamiętajmy o tym.
Sądzę, że w tym miejscu warto zadać sobie też pytanie odwrotne: jakie korzyści może przynieść powstrzymanie się od stanowiska w tej sprawie. Moim zdaniem nikłe a w każdym razie mniejsze niż te wynikające z próby dekonstrukcji mitu Durczoka jako swoistego "fajnoredaktora", alfy i omegi od spraw wszelakich.
Podsumowuję i przypomnę: w tej sprawie zamierzam być nie mniej i nie bardziej taktowny i obiektywny jak Durczok i jego stacja w stosunku do rodzin załogi Tu-154, gdy w 2010r. na antenie TVN24 wkładano w usta nieżyjącego pilota słowa "jak nie wyląduję, to mnie zabije". Nikt z TVN choćby słowem nie zająknął się, że była to ordynarna medialna wrzutka. Słowo "przepraszam" też nie padło. Jak rozumiem prezentowano wówczas standardy w pełni akceptowane przez TVN a zatem przez samego Durczoka, który wówczas był wizerunkowym filarem stacji.
Dobry rząd, źli górnicy. (13.01.2015r.)
Gdyby Polska nie miała za sobą dwudziestu pięciu lat złodziejskiej prywatyzacji - a nie uważam, żeby to sformułowanie było na wyrost, to przyznaję, mógłbym zrozumieć zasadność kredytu zaufania dla propozycji rządu, rozważyć argumentację w sprawie likwidacji kopalni.
Gdybym nie obserwował działań tej konkretnej formacji politycznej w zakresie "ratowania" polskich stoczni czy innych przedsiębiorstw sektora strategicznego, pewnie mógłbym uwierzyć w komunały o restrukturyzacji i modernizacji polskiego przemysłu węglowego. Niestety - powtarzalność scenariuszy postępowania z przemysłem nie zostawia nadziei - w pierwszej kolejności kopalnie zostaną "wygaszone" czyli bez zbędnych eufemizmów - zlikwidowane, następnie nieruchomości kopalni zostaną sprzedane a więc z punktu widzenia państwa bezpowrotnie utracone. W niedalekiej przyszłości okaże się, że również pozostałe kopalnie kompanii są nierentowne. Scenariusz będzie podobny, tylko pewnie szybciej realizowany, bo wydeptane zostaną ścieżki postępowania wobec związków, szeregowych pracowników, oswoi się opinię publiczną z protestami, etc.
Tymczasem przyczyn fatalnej kondycji górnictwa należy upatrywać głownie w polityce rządu. Górnictwo , jak każda branża ma swoje patologie choć oczywiście naiwnością byłoby sądzić, że są one jedynym powodem obecnej sytuacji.
Węgiel w Polsce obłożony jest 34 różnego rodzaju obciążeniami finansowymi. Obniżka podatku VAT, rezygnacja z akcyzy czy likwidacja podatku eksploatacyjnego to działania mieszczące się w kompetencjach koalicji rządowej. Przy odrobinie dobrej woli jest możliwe uwolnienie przemysłu węglowego od tych podatków i opłat.
Znacznie gorzej jest jeśli chodzi o realizację wymogów unijnych dotyczących dwóch istotnych zagadnień: po pierwsze: przyjęty przez państwa członkowskie Unii Europejskiej pakiet klimatyczno-energetyczny wprowadza opłaty za emisję dwutlenku węgla w wysokości kilkudziesięciu euro za tonę CO2. Wprowadzenie tych opłat zmniejsza rentowność energetyki węglowej. Po drugie, należałoby na forum unijnym podnosić kwestię ceł na węgiel spoza Unii.
Przyjęte w październiku ub.r. rozwiązania mające na celu poprawę sytuacji górnictwa z pewnością nie są wystarczające a w pewnym stopniu mogą pogorszyć sytuację, chociażby poprzez zwiększenie szarej strefy (np. z uwagi na niejasne wymogi certyfikacji dla firm handlujących węglem). Nie mam wątpliwości, że obecna ekipa nie tylko nie chce ale i nie może podjąć dialogu z Unią na ten temat.
Lata polityka prowadzonej na kolanach są dowodem na powyższą tezę. Chroniczna niezdolność do walki o polskie interesy maskowana jest PR-owymi sztuczkami, dzięki którym najbardziej nawet szkodliwe działania przekuwane są w otrąbiany medialnie sukces. To jednak nie wystarczy - nie dziś, kiedy górników postawiono pod ścianą.
W 2012 r. Mikołaj Budzanowski w odpowiedzi na złożoną interpelację poselską tłumaczył: "nakłady inwestycyjne dokonywane przez nowych właścicieli zazwyczaj dotyczą modernizacji i rozbudowy potencjału produkcyjnego lub usługowego danej spółki. Dzięki temu przyczyniają się do wzmocnienia pozycji konkurencyjnej danego podmiotu w branży, jak również do podniesienia jakości oferowanych produktów lub świadczonych usług".
Należy te słowa rozumieć następująco: tylko w przypadku wcześniejszej prywatyzacji można spodziewać się inwestycji modernizacyjno - rozwojowych. Ten model myślenia jest zresztą bardzo charakterystyczny dla formacji politycznej rządzącej obecnie Polską a który zakłada, że państwo nie jest w stanie zapewnić prawidłowego działania podlegających mu podmiotów. Z takim zapleczem personalnym - oczywiście, nie jest do tego zdolne. Nie jest zdolne lub co gorsza, nie chce.
Rządowi specjaliści przy wsparciu życzliwych dziennikarzy już ogłaszają, kto jest odpowiedzialny za katastrofalny stan przemysłu górniczego - to górnicy. I żeby było jasne, ani słowem nie wspomną o wynagrodzeniach wierchuszki, skupiając się niemal wyłącznie na zarobkach szeregowych pracowników z tzw. dołu.
Oczywiście, można i należy dyskutować o tym czy przywileje górnicze w obecnej postaci są w pełni zasadne. Co do wymiaru deputatów, dodatków do pensji można się spierać, ale głęboko niesprawiedliwe jest sugerowanie przez media właśnie teraz - w trakcie protestu, że jest to jedna z głównych przyczyn braku rentowności spółek. Jest cynizmem wrzucanie między wierszami opowieści o rzekomym górniczym dobrobycie i rozbuchanych zarobkach. Jak mogę poważnie traktować osobę, która opisując rzekome górnicze luksusy niemalże ubolewa, że otrzymujący deputaty węglowe emerytowani górnicy żyją dość długo? Czy siedzący nad klawiaturą krytycy górniczych żądań mają choć cień wyobrażenia o specyfice pracy w kopalni czy chorobach zawodowych górników? Prawdziwość tej argumentacji byłaby możliwa do zweryfikowania w bardzo prosty sposób - sądzę, że godzina spędzona przy pracy z młotem pneumatycznym, ba - zwykłej wiertarce byłaby wystarczająca. Ze swej strony - polecam taki eksperyment.
Reasumując - chcąc uzdrowić polski przemysł górniczy należałoby zrealizować najprostsze działania odciążające kopalnie finansowo oraz podjąć próby renegocjowania przyjętych ustaleń dotyczących emisji CO2. Przełożyłoby się to na zwiększenie konkurencyjności polskiego przemysłu węglowego a co za tym idzie - wydobycie z zapaści w jakiej się znalazł przez destrukcyjną politykę.Oczywiście musiałoby się to odbywać równolegle do prowadzonych planów naprawczych, pod warunkiem, że mamy na myśli właściwe znaczenie tego terminu, nie zaś slogan kryjący działania de facto zmierzające do likwidacji tej gałęzi przemysłu.
Nie mam natomiast złudzeń - to nie jest zadanie dla tej ekipy, która udowadnia na każdym kroku swoją, no właśnie - kompletną nieudolność czy może świadome działanie wbrew interesowi państwa? Na to ostatnie pytanie powinniśmy odpowiedzieć sobie we własnym zakresie.
https://www.youtube.com/watch?feature=player_detailpage&v=LtKotxkYdNY#t=380
Medialny parawan - obraz pracy polskiego dziennikarza. (18.12.2014r.)
Prawa do transmisji odmówiono natomiast Telewizji Republika i Telewizji Trwam.
Jak "robię aferę o parę złotych". (23.11.2014r.)
Pakowanie przesyłek to nie moja domena chociaż parę rzeczy w życiu wysyłkowo sprzedałem. Decyduję się - w końcu to nie jakiś majątek. Godzę się i przelewam wyższą kwotę. Tym bardziej, że śpieszy mi się bo dzieciaki czekają.
Na wszelki wypadek sprawdzam na stronie firmy kurierskiej - dla przesyłki do 35kg obowiązuje jedna cena.
Jest piątek. Dociera paczka. Dwa pudełka klocków spakowane w firmową kurierską foliówkę. Naprawdę nie potrafię określić, jak włożenie do worka dwóch pudełek zamiast jednego potrafi wygenerować wyższy koszt przesyłki.
Wysyłam maila, w którym grzecznie pytam, co powoduje wzrost kosztów - bo może coś przeoczyłem. Otrzymuję grubiańską odpowiedź, że "ma prawie tysiąc komentarzy i jakoś wszyscy są zadowoleni" oraz że "robię aferę o parę złotych".
Nie wiem również, czy sprzedawca zadaje większy gwałt swojemu sumieniu czy mojemu rozumowi. Po namyśle dochodzę do wniosku, że raczej temu drugiemu, bo w istnienie choćby resztek tego pierwszego należy poważnie powątpiewać.
No, niby można się zastawiać po co robię wielkie „halo” o 4 zł. Niby nic takiego. Ot, mały ciułacz dorabia sobie na kosztach wysyłki. Niestety, ten mały ciułacz za dwa lata zapragnie założyć knajpę, w której będzie oszukiwał na jakości produktów, zacznie handlować używanymi samochodami lub otworzy aptekę. A następnie wprowadzi do swojego nowego, większego biznesu dokładnie te same standardy (!) i podobne metody, które z powodzeniem stosuje przy swoim dziadowskim interesiku.
I pozostaje mieć tylko nadzieję, że na członka obwodowej komisji wyborczej go nie wezmą, choć podobno nadzieja jest matką mądrych inaczej.
A może się czepiam? Może faktycznie przesadzam, tak naprawdę "wszyscy są zadowoleni" a ja "robię aferę" o nic?
Rok Rosji - zmiana frontu. (9.05.2014r.)
Czy Estonii zagraża scenariusz ukraiński? (13.04.2014r.)
Dlaczego Krym przyśpiesza referendum? (1.03.2014r.)
Referendum w sprawie statusu autonomii Krymu odbędzie się przyspieszonym terminie, 30 marca.
1. Wybory w sprawie zmiany statusu autonomii mają się odbyć przed wyborami prezydenckimi na Ukrainie. Pozwoli to separatystom utrzymywać, że tymczasowe władze Ukrainy (zarówno p.o. prezydenta jak i rząd) nie są legalnie wybrane, zatem władze autonomii krymskiej nie są zobowiązane do uznawania ich zwierzchnictwa.
Dziękuję Ukrainie. (23.02.2014r.)
Determinacja i upór Majdanu pokazują, że w Polsce w roku 89 można było inaczej. Ukraińcy pokazali nam, że w imię honoru można zakwestionować kompromisy zawierane z mordercami narodu oraz że bandyta z którego poruczenia dochodzi do rzezi na ulicach, w ocenie społecznej traci bezpowrotnie legitymację przedstawiciela narodu.
Za to serdecznie im dziękuję.
P.S. Mam nadzieję, że nie dacie się zwieść cywilizowanym doradcom, ideologizowanej polityce kompromisu za wszelką cenę i pustemu dialogowi z niedawnymi katami, który prowadzi jedynie do restytucji bandyterki na salonach.
Czy Rosja potrzebuje Janukowycza? (23.02.2014r.)
W oczekiwaniu na wyniki rozmów na Ukrainie. (21.02.2014r.)
Z niedowierzaniem przyjmuję informacje o tym, że jednym z warunków rozejmu protestujących Ukraińców i tamtejszych władz miałyby być wybory prezydenckie odłożone w perspektywie dziesięciu miesięcy. Świadczy to niewątpliwie o arogancji reżimu Janukowycza, jak również o jego dużej sprawności negcjacyjnej. Być może też o indolencji negocjujących polityków, zarówno opozycyjnych jak i zachodnich. Trudno rozsądzać nie mając bezpośrednich relacji z przebiegu rozmów.
Jednym z warunków opuszczenia kijowskiego Majdanu przez protestujących jest odejście Janukowycza. Podejrzewam, że pozostaną tam dopóki ich główny postulat nie zostanie spełniony. Żadne połowiczne rozwiązania nie będą przez większość z nich do zaakceptowania, zważywszy na fakt, że Majdan charakteryzuje się względną zależnością od reprezentantów opozycji uczestniczących w rozmowach z reżimem.
Jedno jest pewne - jeśli ktokolwiek ma nadzieję, że Majdan utrzymałby się w stanie rozejmu przez tyle miesięcy, jest albo naiwniakiem albo przesadnym optymistą.
Pojawiłoby się z pewnością wiele inspirowanych z zewnątrz zdarzeń, prowokacji siłowych, które sprawiłyby, że Majdan zapłonie ponownie. Kiedy skończą się igrzyska, Rosja wzmoży wysiłki, aby Ukrainę zatrzymać w swojej strefie wpływów.
Poczekamy, zobaczymy, co tak naprawdę ustalono podczas dzisiejszych rozmów. Mam nadzieję, że absurdalna propozycja oczekiwania do wyborów w grudniu to manipulacja, która miała na celu ponowne podgrzanie atmosfery na Majdanie, albo nieporozumienie.
Gdyby jednak protestujący mieli usłysze dziś po godz. 11.00 taką propozycję, jako inspirację dedykuję antyjanukowiczowym Ukraińcom treść listu Kozaków do Sułtana Mehmeda.
Ty, sułtanie, diable turecki, przeklętego diabła bracie i towarzyszu, samego Lucyfera sekretarzu.
Jaki z Ciebie do diabła rycerz, jeśli nie umiesz gołą dupą jeża zabić.
Twoje wojsko zjada czarcie gówno. Nie będziesz Ty, sukin Ty synu, synów chrześcijańskiej ziemi pod sobą mieć, walczyć będziemy z Tobą ziemią i wodą, kurwa Twoja mać.
Kucharzu Ty babiloński, kołodzieju macedoński, piwowarze jerozolimski, garbarzu aleksandryjski, świński pastuchu Wielkiego i Małego Egiptu, świnio armeńska, podolski złodziejaszku, kołczanie tatarski, kacie kamieniecki i błaźnie dla wszystkiego co na ziemi i pod ziemią, szatańskiego węża potomku i chuju zagięty. Świński Ty ryju, kobyli zadzie, psie rzeźnika, niechrzczony łbie, kurwa Twoja mać.
O tak Ci Kozacy zaporoscy odpowiadają, plugawcze.
Nie będziesz Ty nawet naszych świń wypasać.
Teraz kończymy, daty nie znamy, bo kalendarza nie mamy, miesiąc na niebie, a rok w księgach zapisany, a dzień u nas taki jak i u was, za co możecie w dupę pocałować nas!