wtorek, 31 marca 2015

Państwo bohatersko stawia czoła problemom, które samo stworzyło.

W 25 lat po teoretycznym odzyskaniu wolności sparafrazowanie kapitalnej myśli Kisiela o socjalizmie jest moim zdaniem ze wszech miar właściwe.

Dzisiejsza kontrola NIK w Krajowym Biurze Wyborczym jest niczym innym, jak teatrzykiem przeznaczonym dla naiwnych połykaczy telewizyjnej papki.
W Wiadomościach, Faktach i innych Wydarzeniach pokaże się dziś państwo, w którym sprawnie działają instytucje kontrolne punktujące nieprawidłowości podczas najważniejszego święta demokracji. Państwo, które wcale nie istnieje teoretycznie i potrafi zadbać o interes społeczny. Dzięki odpowiednio dobranemu zestawowi informacji nikt nie będzie kojarzył tej kontroli z "odmętami szaleństwa", jakimi wg B. Komorowskiego miało być kwestionowanie legalności wyborów.

Jak kraj długi i szeroki, Trzecia Rzeczpospolita triumfalnie obwieści - "Mamy wszystko pod kontrolą!". Na szczęście nic poważnego się nie stało, bo przecież NIK podczas badania nie doszukała się przypadków nieautoryzowanego dostępu do systemu. Ponieważ przetarg prowadzony był nierzetelnie, oberwie się jakimś płotkom, pod warunkiem, że prokuratura doszuka się złamania prawa. W zaleceniach pokontrolnych znajdziemy mnóstwo zasadnych wniosków, z których nikt nie skorzysta.

Telewizja pokaże zaniedbania (widoczne gołym okiem a wobec tego niemożliwe do przemilczenia), które zostały w porę wyłapane przez instytucje kontrolne.

W porę - czyli przed kolejnymi wyborami. Podczas kolejnych wyborów sitwa zmieni metodę oszustwa i za rok NIK znów będzie mogła pokazać, że jest potrzebna, działa sprawnie i w porę pomaga zabezpieczyć kolejne wybory.
Pobieżne chociaż zapoznanie się z sygnałami o problemach z systemem "Źródło" każe podejrzewać, że taki scenariusz jest bardzo prawdopodobny.

https://www.nik.gov.pl/aktualnosci/nik-o-kontroli-krajowego-biura-wyborczego.html
Wypowiedź Prezesa NIK Krzysztofa Kwiatkowskiego - materiał emisyjny MP3 (4,77 MB)

poniedziałek, 30 marca 2015

Komorowski - "Strażnik Konstytucji" czyli kto nie dopilnował SKOK-ów?

Będzie krótko - w sześciu zdaniach. Maksymalnie uproszczony przekaz dla opornych.


1. Lech Kaczyński chciał sprawdzić czy ustawa PO o nadzorze KNF nad SKOK-ami jest zgodna z Konstytucją.

2. Kaczyński oraz Duda opierali się na analizach prawnych, w tym na zastrzeżeniach samej SKOK.

3. Komorowski po objęciu urzędu prezydenta wycofał część tych zastrzeżeń.
4. Nie wiadomo, z kim to konsultował, nie ma ŻADNYCH dowodów pisemnych na to, kto Komorowskiemu w tej sprawie podpowiadał.

5. Po przyjęciu ustawy rządowy KNF nie był w stanie nadzorować SKOK-ów.
6. KNF nie dopilnował SKOK-u Wołomin, który objęli ludzie dawnej WSI wyprowadzając z niego miliardy złotych.

 


sobota, 28 marca 2015

Rusofoby z NPW ścigają Rosjan.

   Rosyjski Komitet Śledczy odrzucił wczoraj ustalenia Naczelnej Prokuratury Wojskowej dotyczące winy rosyjskich kontrolerów ruchu lotniczego, którzy pełnili dyżur 10 kwietnia 2010 r. Rzecznik komitetu śledczego Władimir Markin stwierdził, że trwa śledztwo karne w sprawie tej katastrofy a uzyskane wyniki wskazują, że nie było naruszeń w działaniach grupy kontroli lotów. To swoją drogą ciekawe, że przed zakończeniem śledztwa wiadome jest, że do naruszeń nie doszło. Ale nie o tym miałem pisać - tu akurat sprawa jest dość prosta a polityczne śledztwo w Rosji ma tyle wspólnego z prawdą, co gazeta Prawda.



   Dlaczego Kreml zajmuje tak zdecydowane stanowisko? Rosjanie mogliby przecież zrobić z Plusnina i Ryżenki kozły ofiarne i przynajmniej oficjalnie zadeklarować wolę współpracy ze stroną polską. 
   Tyle tylko... że to się wcale nie opłaca. Co zatem opłaca się Rosjanom? Postaram się odpowiedzieć w kilku zdaniach ale najpierw dowcip: 

      - Towarzyszu, skrytykujecie towarzysza Stalina.
      - Ale jak to?
      - Spokojnie, Towarzysz Stalin o wszystkim wie.

    W repertuarze środków stosowanych przez służby specjalne znajduje się tzw. legendowanie. Polega ono na tym, że niezwykle użyteczni współpracownicy wywiadu są kreowani na zdeklarowanych wrogów. Dzięki temu zyskują poparcie wśród grup, które określoną narrację akceptują. Całkiem podobny mechanizm można również zaobserwować w sferze czysto politycznej, pozaagenturalnej.
   Ponieważ obecnie nastroje społeczne w Polsce są w przeważającej części antyrosyjskie, należy grać na takiej właśnie strunie aby poszerzyć poparcie o część przeciwników rosyjskiej polityki. Być może tym łatwiej to przychodzi, że "towarzysz Putin o wszystkim wie" a przynajmniej nie bierze do serca.
   Pamiętamy wszak Komorowskiego, który na forum ONZ piętnował Rosję za odwrót (!) od demokracji, ambicje mocarstwowe i powrót do myślenia w kategoriach geopolitycznych stref wpływów.
   Mieliśmy już do czynienia z dzielnym Ministrem Spraw Zagranicznych Schetyną, który bohatersko stawiał opór w sprawie wyzwolenia KL Auschwitz, narażając się na gromy ciskane przez rosyjski MSZ przy wsparciu tamtejszych mediów.
   Teraz przyszła pora na ciała teoretycznie apolityczne. Prokuratura wojskowa przedstawiając kuriozalne wnioski na wczorajszej konferencji, realizuje podobny scenariusz gry na antyrosyjskich nastrojach. Działanie takie jest przeznaczone ściśle na użytek wewnętrzny. Jeśli nawet prokuratura nie podlega wprost rosyjskim wpływom, to mechanizm legendowania jest łatwy do odczytania. Oto dzielna prokuratura z mozołem dochodzi do prawdy i nie waha się podnieść karzącej ręki sprawiedliwości na rosyjskich żołnierzy. Bezpiecznie - bądź co bądź to tylko płotki - o płk. Krasnokutskim nie było ani słowa, podobnie o generale Benediktowie. Taka to, nomen omen, "Logika".
   
   Pamiętajmy, że tego rodzaju kreowanie postaw nie zawsze jest być inspirowane z zewnątrz. Może być kreowane w kraju. Jeśli tylko władza uznaje, że przyniesie ono wymierne korzyści polityczne, to je stosuje. 
    Jest to tym łatwiejsze, że występuje się w chórze a nie solo. Rosjan krytykują wszyscy, zatem krytyczny głos będzie jednym z wielu. Ma tu zastosowanie prosty mechanizm "silnego w grupie". Jest czas krytyki Rosji, to się ją krytykuje - swoisty teatrzyk, gdzie każdy ma świadomość roli, którą odgrywa.

  Zdecydowany sprzeciw Rosjan przeciwko ustaleniom NPW idealnie wpisuje się w scenariusz inspiracji zewnętrznej. "Rosjanie bronią kontrolerów" to prawdopodobnie kolejny odcinek serialu o dzielnych organach polskiego państwa i jego funkcjonariuszach - bohaterach walki o sprawiedliwość. 

   Niewykluczone, że do 10.V będziemy świadkami niejednego reglamentowanego sprzeciwu. Kto wie, może prezydent zdecydowanie wypowie się w sprawie zwrotu wraku? Być może z jego ust padnie kolejna krytyka neoimperialnej polityki Rosji wobec Ukrainy? Obchody 8.V byłyby z punktu widzenia takiego scenariusza idealną datą i niewykluczone, że będziemy wówczas świadkami kolejnej "pokazówki".

   Przedstawienie trwa i jedno w całej sprawie jest pewne - mając w Polsce takich rusofobów, Rosja może być całkowicie spokojna o swoje interesy. 


Newsweek walczy nagłówkiem.


Czy pamiętają Państwo scenę z komedii "Miś", gdzie inkasent indagowany przez Staszka Palucha na okoliczność "wyznawania się" na swojej pracy, odpowiada, że już nie musi? Może pisać, co tylko mu się podoba, ponieważ "teraz mają komputer".
Ta śmieszna scena znajduje odzwierciedlenie w sposobie pracy wielu dziennikarzy czy może raczej - paradziennikarzy. Dbałość o merytoryczną zawartość artykułu to strata czasu, kiedy można pisać co tylko się chce. I tak prawie nikt tego nie czyta a jeśli nawet czyta to pobieżnie lub bezrefleksyjnie. Liczy się nagłówek. Zbliżoną choć nie identyczną funkcję pełnią zresztą żółte paski w telewizyjnych wiadomościach. 
A skoro nagłówek jest wg tego założenia kluczowym elementem artykułu, co więcej - dla sporej części czytelników to tak naprawdę jedyna część tekstu, która ma szansę zostać przyswojona i zapamiętana, wystarczy zawrzeć w nim docelową tezę a w artykuł "powrzucać" śmieci. Swoiste dziennikarskie "opus emplectum" - na zewnątrz ściany licówka z kamienia a w środku śmieci i gruz zalane betonem. Wygodnie, szybko i bezproblemowo. 

Przeanalizujmy modelowy przykład:

"Afera w SKOK-ach raczej z winy PiS" - informuje czytelnika nagłówek artykułu w internetowej wersji Newsweeka. W zasadzie połykacz nagłówków wie już wszystko.
Tymczasem zawartość już nie do końca odpowiada tezie z nagłówka, ponieważ 51% respondentów nie wie, kto odpowiada za aferę w SKOK-ach.
I dalej - 26,9% uważa, że odpowiedzialny jest PiS, 15,4% badanych wskazuje PO, 7% inne partie lub instytucje. 

Właściwiej byłoby zawrzeć w nagłówku informację, że połowa badanych nie wie, kto zawinił.
Byłoby właściwiej ale nie będzie. Dlaczego? Z paru powodów - ponieważ to Newsweek, naczelnym jest Tomasz Lis, mamy kampanię, wygrać musi Komorowski a bój jest na śmierć i życie. I to w zupełności wystarczy.

Wprawdzie do sondaży mam stosunek jednoznacznie negatywny, ale zgrzyt był tak duży, że nie mogłem sobie odmówić wrzucenia internetowej sondy zamieszczonej pod opisanym "artykułem". Smacznego!








niedziela, 8 marca 2015

Kto wypuścił wściekłego psa?

W dniu wczorajszym Twitter szeroko relacjonował wystąpienie Jerzego Urbana w nowym programie Agnieszki Gozdyry "Skandaliści". Ponieważ podobnych produkcji nie oglądam - a decyzja wynika z głębokiej troski o stan własnego zdrowia, nerwów, etc., bazuję na przekazach pośrednich. Proszę mi wybaczyć ewentualne błędy wynikające z tego powodu.

Podobno wystąpił w stroju biskupa. Podobno, jak zwykle zresztą, wylewał z siebie strugi jadu. Podobno grał na znanych i sprawdzonych strunach - pedofilii, antyklerykalizmie, waleniu w przeciwników. Podobno prowadząca program nadskakiwała gościowi, przymilała się doń i ponoć była ogólnie zachwycona.

Nie mam specjalnych pretensji do Jerzego Urbana za słowa wypowiadane przez niego przy okazji wszelkich medialnych wystąpień. Przeciwnie, traktuję go jak wściekłego psa, zwierzę w istocie nieszczęśliwe z powodu swego upośledzenia. Warto jednak podkreślić, że od chorego na wściekliznę zwierzaka odróżnia go świadomość zła, które od wielu lat generuje. Niewątpliwie jednak w obu przypadkach porównywane przeze mnie stworzenia nie posiadają wpływu na swoje położenie ani możliwości zmiany zachowania.

Co zatem w całej sprawie przeszkadza mi najbardziej? Pójdźmy dalej za przyjętą na początku analogią - ktoś szalejącemu na podwórzu stworzeniu odpina łańcuch i otwiera furtkę, wypuszczając je na ulicę pełną ludzi. Tak samo jak wiadomą rzeczą jest, że spuszczający psa z łańcucha jest odpowiedzialny za rozwój dalszych wypadków, tak i tu - prowadząca, czy też osoba ją nomen omen, prowadząca w oczywisty sposób bierze na swoje barki wszelkie konsekwencje wynikające z zapraszania do studia szubrawców pokroju Urbana.

Pójdę jednak dalej - ten pies nie tylko miał kogoś ugryźć, ale miał odwrócić uwagę od spraw ważniejszych. Emisja programu była nieprzypadkowa. Wczorajszy dzień upłynął pod znakiem dwóch politycznych wydarzeń - konwencji Bronisława Komorowskiego i wizyty Andrzeja Dudy w Londynie.
Przekonanie graniczące z pewnością każe upatrywać w emisji programu sposobu na odwrócenie uwagi przy użyciu i sprawdzonej metody "przykrywki". Chociaż niewątpliwie dla każdego z tych wydarzeń z nieco innego powodu.
Trudno podejrzewać Gozdyrę o sympatyzowanie z Andrzejem Dudą, dlatego oczywiste jest, że jeśli głównym celem występu kanalii w wieczornym programie było przykrycie któregoś z dwóch wczorajszych wydarzeń, to chodziło raczej o konwencję wyborczą prezydenta, która pomimo dość dobrej oprawy okazała się pustą merytorycznie klapą.

Któż zatem nadawałby się do tego lepiej niż Urban, komunistyczny medialny siepacz? Proszę o tym pamiętać, gdy znów zobaczą go Państwo w telewizji.

Proszę również pamiętać kto i w jakim celu szczuje nim z ekranu.

niedziela, 1 marca 2015

Freudowska pomyłka Prezydenta Komorowskiego.

Podczas dzisiejszej uroczystości w Pałacu Prezydenckim z ust Prezydenta Komorowskiego padło skandaliczne sformułowanie. Stwierdził: 

"Pamiętamy i mamy w zasadzie jasny plan działania związanego z potrzebą odbudowy narodowej, w narodowym wymiarze, pamięci o ofiarach czasów stalinowskich. O ofiarach, które były ofiarami właśnie tych Żołnierzy Wyklętych.".

Słowa PBK o ofiarach, które były ofiarami Żołnierzy Wyklętych to najprawdopodobniej kolejna pomyłka. Raczej nie było to działanie celowe - prowokacja mająca na celu podgrzanie nastrojów i wywołanie kolejnych kłótni.
Nie po to Komorowski legenduje się w mediach na konserwatywnego obrońcę polskości i obrońcę tradycji niepodległościowej, nie po to zarówno on jak i jego zausznicy często przypominają o skierowanym przez niego do Sejmu projekcie ustawy nt. trwałego upamiętnienia m.in. Łączki, żeby miał się podkładać w tak banalny sposób. I to w dodatku podczas oficjalnej uroczystości a tym bardziej w trakcie trwającej kampanii prezydenckiej. 
 
Niestety - fakt, że Pan Prezydent nie potrafi zapamiętać (lub przeczytać) prostej treści przemówienia, bardzo źle o nim świadczy. 

Być może również w grę wchodzi tzw. czynność pomyłkowa - stwierdzenie zepchnięte do nieświadomości zostaje omyłkowo wyartykułowane. 

Niemożliwe? Nieprawdopodobne? 
Bynajmniej. 

Trudno wszak stwierdzić, jakie tematy Prezydent poruszał prywatnie, np. podczas rozmów ze swoimi teściami, funkcjonariuszami Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, odpowiedzialnego za masowe, krwawe represje na obywatelach w okresie stalinizmu czy też ze swoimi doradcami, członkami PZPR i Ludowego Wojska Polskiego.

(od ok. 2:30) http://www.tvp.info/19071838/inka-wsrod-zidentyfikowanych-przez-ipn-ofiar-komunistycznego-terroru,
https://twitter.com/Samueljrp/status/572037405429137408/video/1
lub: https://video.twimg.com/ext_tw_video/572037273228726272/pu/vid/480x480/-AqcH3wjOVFH0G1c.webm