W ubiegłym tygodniu w Sejmie głosowano nad rządowym projektem
nowelizacji Ustawy o Zamówieniach Publicznych. Projekt zakłada m.in.
podwyższenie tzw. progu bagatelności, od którego trzeba stosować
procedury przewidziane w przepisach o zamówieniach publicznych. Obecnie
przetargi rozpisywane są na wszystkie zamówienia warte więcej niż 14000
euro, docelowo próg ma być podwyższony do 30000 euro.
Kontrowersje budzi natomiast wniesiony w ostatniej chwili inny, dość kontrowersyjny zapis do proponowanego tekstu.
Bezpośrednio przed głosowaniem, umieszczono w tekście zapis o
możliwości utajnienia kwoty udzielonego zamówienia oraz danych wykonawcy
zamówienia. Ręcznie zapisaną notatkę podrzucił poseł Platformy
Obywatelskiej Marcin Święcicki.
Na jednym z forów internetowych umieszczono komentarz wskazujący, że
tego typu działania realizują interesy rozmaitych grup lobbingowych.
Ponieważ nie ma na to żadnych dowodów, od szermowania tego typu
oskarżeniami jestem daleki, bo tego rodzaju psucie prawa (bo do tego się
to sprowadza) przypominałoby palenie lasu, aby ukryć nielegalne
wycięcie drzewa. Z drugiej strony działanie takie nie byłoby przecież
bezprecedensowe.
Co zatem? Ślepe naśladownictwo modelu biznesowego w kierowaniu
państwem? W prywatnym przedsiębiorstwie tajemnica handlowa to rzecz
święta, ale nie w zamówieniach publicznych, gdzie ograniczenie dostępu
do informacji ewidentnie otwiera pole do nadużyć.
Nie tak dawno warszawski radny Prawa i Sprawiedliwości Maciej Wąsik
napisał na portalu niezależna.pl, że właśnie dzięki dotychczasowej
jawności zamówień publicznych, wykryto aferę związaną z tym, że dyrektor
jednego ze stołecznych Zarządów Gospodarowania Nieruchomościami
udzielał zleceń do 14 tysięcy euro firmom związanym z działaczami
Platformy.
Warto przypomnieć, że zamówienia do 14000 euro stanowią ok. 40% ogółu zamówień publicznych w Polsce.
Obecna władza w dalszym ciągu prowadzi konsekwentną politykę
ograniczania przejrzystości dla prowadzonych przez siebie działań.
Sytuacja taka uniemożliwia naturalną kontrolę ogółu obywateli nad
decyzjami podejmowanymi przez przedstawicieli władzy.
Jak tego typu działania świadczą o partii rządzącej? Czy przypadkiem
nie zapomnieliście, kto jest suwerenem w obecnym systemie sprawowania
władzy?
Przy okazji ciekawi mnie również, jak utajnienie tego typu informacji
jawi się w kontekście dostępu do informacji publicznej, szczególnie po
ostatnich doniesieniach prasowych o planowanej konieczności ograniczenia
wglądu obywateli w procesy jej funkcjonowania (vide: wywiad Gazet
Prawnej z Markiem Berkiem, prezesem Rządowego Centrum Legislacji). Panie
Prezesie, czy mechanizm przejrzystości zamówień publicznych również
może być użyty przeciwko państwu?
Po raz kolejny dajecie społeczeństwu nonszalancko do zrozumienia, że
jest zgrają ignorantów, która im mniej wie, tym lepiej, bo gotowa
jeszcze coś zepsuć.
Platformo! Być może przyszedł już czas na zmianę nazwy partii, która
mieści w swej w nazwie przymiotnik "obywatelska"? Bo z państwem
obywatelskim przestało to mieć już cokolwiek wspólnego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz