Ostatnio dość często mam wrażenie, że w kwestii umowy gazowej z Rosją polski rząd podlega dziwacznym prawom logiki.
Być może rządem powoduje przekonanie, że oto Rosja jest wiarygodnym partnerem politycznym i gospodarczym i w imię bliżej nieokreślonej przyszłej współpracy wypada z nią być w stosunkach wymuszających pozycję właściwą dla pewnego rodzaju pieszczot?
A może rządzącym wydaje się, że Gazprom to gospodarczy podmiot całkowicie niezależny w swoich poczynaniach a wszelkie ustalenia z nim zawarte są całkowicie oderwane od stosunków politycznych między Polską a Rosją?
Być może na deklaracje rządu rzutują niejasne stosunki z rosyjskimi kręgami polityczymi, finansowymi, wywiadowczymi Rosji (choć w przypadku Rosji, pomiędzy wymienionymi przymiotnikami można by postawić znaki równości).
W obliczu deklaracji niemieckich o możliwości sprzedaży nadwyżek gazu, sugestii UE o możliwych sprzecznościach z prawem unijnym brniemy w umowę, która zwiąże nam ręce na kilkadziesiąt lat.

Ostatnio nie widuję premiera. Czyżby piarowski sztab uznał, że w obliczu zapadających decyzji korzystniej będzie przycupnąć pod krzaczkiem i przeczekać? Jak już się dziecko z kąpielą wyleje, pozostanie tylko wymyślić jak wytłumaczyć swołeczeństwu, że wszystkiemu znów winien jest Kaczor.